wtorek, 17 sierpnia 2010

jakie ładne dziecko

mamy koleżanka:
"jakie ładne dziecko, po kim ono takie ładne"
hmmm, dziękuję
(chyba muszę się inaczej malować i odwiedzić fryzjera)

czwartek, 22 lipca 2010

ee-e ee-e ee-e

Kuba pierwszy raz głód poczuł o 3 nad ranem 29tego czerwca, wyraźnie mówił ee-e ee-e ee-e i "szukał". Od tej pory zawsze jak jest głodny słyszymy jego ee-e ee-e ee-e, a jak nie długo nie dostanie to laaa-laaa-laaa, bardzo głośne i stanowcze.
Małe dziecko nie wymawia spółgłosek, czyli z wyrazu JeDZeNie pozostaje jedynie eeie, no i coś na ten kształt mów mój Kubuś ;) mądra bestia.

ee-e ee-e ee-e czyli jEdzEniE jEdzEniE jEdzEniE

wtorek, 13 lipca 2010

28/06/2010 Poród

IZBA PRZJĘĆ
Jesteśmy na czas, punkt 7:30, tylko my, nikt nie czeka, nikogo nie ma w środku, czyli super :)
Wchodzę i od razu magicznie wiedzą, że to ja, ta umówiona na CC i proszą o dokumenty - ubezpieczenie, dowód, książeczkę ciąży, wynik paciorkowca. Pytają o szczepienie na żółtaczkę i wynik WR. Pielęgniarka ta sama, która była jak robiłam wcześniej KTG, oprócz niej 3 praktykantki. Robią mi KTG. Okazuje się, że praktykantka źle przyłożyła i dodatkowe 5 minut (w sumie pół godziny).
Potem mam czekać na lekarkę. Siedzę obok męża przed izbą przyjęć. Robert musi do wc :). A tak do mnie co chwilę mówił, żeby się nie denerwowała.
Przychodzi lekarka, mam badanie ginekologiczne WIĘKSZYM wziernikiem, na szczęście mnie uprzedziła i była bardzo delikatna.
Potem Krótki wywiad - jakie leki brałam przez całą ciążę, na co jestem chora i o pierwsze dziecko i poród.
Znowu czekam na korytażu, bo teraz będzie zebranie lekarzy. Robert znowu idzie do wc, ciekawe czemu ;)
Dostaję szpitalną koszulkę i mam się przebrać, jeszcze mogę mieć bieliznę pod spodem. Całą biżuterię zosawiłam w domu, ale tak to trzeba zdjąć i przekazać komuś.
Koszulka sięga mi akurat za pupę, z przodu rozcięcie prawie do pępka, no ale mam szlafroczek :)
Praktykantka prowadzi mnie na salę przedporodową.

SALA PRZEDPORODOWA
Przedporodowa i porodowa są zupełnie puste, salowa myje podłogę. Fajnie, że nikt nie krzyczy i nie ma tłumu.
wybieram łóżeczko i to już będzie moje łóżko do końca (przypadkiem dobrze wybrałam, bo niektóre miały zepsute podnoszenie oparcia o czym się później dowiedziałam).
Znowu podłączają mi KTG, ale po co to nie wiem. Nie mam przecież żadnych skurczy-byków. Praktykantka nie może znaleźć serduszka, znowu będę leżała z pół godziny, sama poprawiam jak ona wychodzi.
Potem robię małe siku i zaraz przychodzi pielęgniarka założyć mi cewnik - to na sali porodowej. Pyta czy siusiałam, no nie dobrze, bo nie będzie wiadomo czy działa. Wskakuję na fotel i jestem przerażona, no ale jakoś to poszło. Nagle uczucie ogromnego parcia na pęcherz czuję i słyszę, że tak będzie do końca. Cewnik mają zdjąć jutro o 11, chyba umrę jak mi się tak "będzie chciało".
Idę się położyć, z cewnikiem już mi się odechciewa "zwiedzania" porodówki.
Prrazyprowadzają następną panią do CC i przypinają KTG, ja mam czekać.
Czekam od 10 do 10:20, ciągle niefajne uczucie w pęcherzu, ale cewnik działa, bo widać troszkę moczu w rurce.
Praktykantka prowadzi mnie na salę operacyjną (jedne drzwi dalej), ale anestezjolog wychodzi, bo podobno jest ciężarna z zielonymi wodami do CC, która będzie przede mną. Cholerka, jak ja wytrzymam z tym cewnikiem ?!!! Stoję i czekam.
Każą mi wracać na przedporodową. Siedzę na boczku i czekam. Dobra jest, jednak ja jestem pierwsza dzisiaj :)

SALA OPERACYJNA
wchodzę po schodku na stół, stół wygląda jak do ukrzyżowania z podkładkami na ręce i pasami do przymocowania, widok niefajny. Kładę się z pomocą położnej. Anestezjolog zaczyna wywiad. Taki troszkę sztywny ten lekarz, koło 40tki, tutaj wszyscy są koło 40tki. Podpisuję zgody na ratowanie mojego życia, mam podłączone mierzenie ciśnienia, czujnik na paluszek, pielęgniarka wbija mi wenflon. Cholera, co ona robi, jakby mi największego gwoździa wkładała w rękę. Miałam w życiu kilka razy wenflon w ręce, ale ten to jest w rozmiarze dla słona a nie dla człowieka.
Pomagają mi się położyć na boczku, podciągnąć nóżki do góry i mam się nie ruszać. Anestezjolog mówi co robi, praktycznie wbicie nie boli, no w porównaniu do wenflona to jest zupełnie nie odczuwalne. Pytam czy trafił, mówi, że tak. Super.
Przychodzą lekarze, myją ręce a ja czuję ciepło w tyłku, potem w prawej nodze, czuję mrowienie obu nóg i zaczyna mi się robić słabo. To dzieje się bardzo szybko. Mówię, że mi słabo, bardzo słabo.
Dostaję 10 czegoś, zaraz jeszcze 5, jeszcze 10, lepiej, jest lepiej. Jakbym miała coś w żołądku, chyba bym zwymiotowała, ale od rana nic nie jadłam, jedynie łyczek wody.
Bardzo spadło mi ciśnienie, dlatego tak odlatywałam.
Przede mną jest już parawanik i nic nie widzę, okulary mi zabrali, więc po co ten parawan ;)
Anestezjolog mówił, że mogę wszystko czuć, że bólu nie będzie, ale mogę czuć "grzebanie we flakach" - to jego słowa.
A ja nic nie czułam, pytałam czy już mam dziurę w brzuchu
- Tak, już pani ma.
Za momencik lekarz wyjął maluszka, cały był biało czerwony. Kubuś nie dar się w niebogłosy tylko zapłakał. Lekarz pokazał mi jajka. Trzymał Kubusia za pupkę i główkę, więc buziaka nie mogłam zobaczyć. Kubusia zabrali a mnie zaczęli czyścić i zeszywać. Poprosiłam o okulary, nic się w lampie nie odbijało, bo nie była taka lusterkowa.Lekarze gadali o swoich psach.
Jak mnie jeszcze szyli położna przyniosła przeczyszczonego malca. Był cudny. Jak go czyścili to nie płakał, dopiero po chwili znowu zapłakał.
Mnie odłączyli od kabelków, zabrali parawan, kazali się na chwilę położyć na prawy bok, a właściwie to pochnęli na prawy bok i przerzucili na lewą stronę na łóżko.

SALA INTENSYWNEJ OPIEKI
Zawieźli mnie na salę intensywnej opieki, miałam kroplówkę, ogólnie czułam się spoko, bo zupełnie nie czułam dołu, takie mrowienie. Jak dotykałam nóg to jakby obce ciało.

Mąż nie chciał oglądać malucha przed wyczyszczeniem, więc czekał gdzieś na korytarzu, zawołali go do mnie. Mówi, że powiedzieli mu, żeby chwilkę poczekał, nie wiedział jak długo, więc nie szedł do WC, bo się bał, że go będą wołać a miał ogromną potrzebę :).
Po ok 30 min położna przyniosła malucha. Był prześliczny. Zdziwiło mnie, że taki blady, bo oboje z mężem mamy dość ciemną cerę.
Położna zabrała go, bo podobno za wcześnie się troszkę urodził i nie trzyma ciepła. Zaniosła go na noworodki pod lampę.
Ja dostałam w sumie chyba 6 kroplówek, 2 porcje leków przeciwbólowych, bo jak znieczulenie puszczało, to brzuch bolał. Bardziej bolało obkurczanie macicy niż sama rana.
Powoli zaczynałam kręcić palcami, stopą, nogą. Podnieść się nie dawało. Pierwsze picie dopiero wtedy, jak mogłam unieść nogę do góry. Nie wolno podnosić głowy. Na szczęście miałam rurkę i mogłam trochę zmoczyć usta i gardło. Cały dzień bez picia powoduje suchość w ustach. Głodu zupełnie nie czułam.

Ponownie przynieśli malucha, ale nie był zupełnie zainteresowany jedzeniem. Na łóżku obok kobieta, która miała cesarkę 40min po mnie już karmiła swoje maleństwo. Moje nie było głodne. Poleżał obok mnie ponad godzinkę. Słodko spał.

Po 8h rozpoczyna się URUCHAMIANIE. Pielęgniarka zdejmuje cewnik (który mi już nie przeszkadzał, no ale na szczęście nie na drugi dzień ;) ) i należy wolno usiąść. Nie jest to zadanie proste.
Ja miałam wrażenie, że nic mnie nie boli, ale jak z pomocą męża usiadłam to przyszedł taki ból że miałam ochotę z powrotem się kłaść. Nie byłam w stanie mówić, zęby zaciskałam z bólu. Posiedziałam z 10 minut mocno się podpierając po czym pielęgniarka kazała próbować wstać.
Bałam się przeraźliwie, miałam wrażenie, że to zupełnie nowe nogi i nie miałam pewności, jak/czy mnie utrzymają. Mąż mi podał rękę, drugą trzymałam się parapetu. Łóżka i szafki są na kółkach, więc nie można się ich trzymać.
Po staniu praktycznie zaraz zrobiłam kilka kroków. To był nie lada wyczyn. Pielęgniarka kazała iść się wykąpać. Dobrze, że byłam z mężem, bo on ze mną poszedł tak to pielęgniarka cały czas nadzoruję, bo można zemdleć.
Cały czas zgarbiona jak staruszka przemyłam się pod prysznicem. W zasadzie największym wyczynem było wejście do kabiny bo była dość wysoko. Mąż mnie powycierał i pomógł się ubrać.
Miałam już swoją koszulkę i wróciłam do łóżka (zgarbiona, w tempie żółwia).

O 3 w nocy przywieziono maluchy (mojego i pani obok) bo były głodne. Położna przyłożyła Kubę i pięknie ssał. Byłam w szoku, że tak gładko poszło. Potem ponownie o 6 rano było karmienie i maluch już został ze mną.

NORMALNA SALA
Na drugi dzień rano przewieziono nas (mnie i Kubę) do normalnej sali. Kolejnym zadaniem jest zrobienie siku, ale to zupełnie nie stanowiło problemu.
Najbardziej stresowało mnie "poważniejsze" załatwienie się. Udało mi się na drugi dzień po porodzie :).

środa, 23 czerwca 2010

Oczekiwanie, odliczanie

Rodzimy w poniedziałek 28.06.2010, o 7:30 mamy być na izbie przyjęć. Pan doktor najpierw chciał nas przetrzymać jeszcze z tydzień, a potem policzył na kółku, pomyślał i spytał "to kiedy pani chce?". Dobrze, bo on w środę jedzie na urlop, a tak to jeszcze we wtorek do nas zajrzy czy wszystko dobrze się goi.
Bardzo się cieszę i bardzo się boję jednocześnie. No bo co, jak Kubuś nie jest gotowy, jak jemu dobrze u mnie w brzuszku i jeszcze by posiedział, a ja wyrodna matka chcę go wyjmować?!

Mam już wszystko kupione i tak mi troszkę szkoda, bo takie fajne ciuszki są w sklepach ... ale może się okaże, że Kubuś jest duży i trzeba większe kupić :)

Najgorsze są teraz noce, nie śpię do 3-4 nad ranem, bo Kubuś harcuje, nie da rady zasnąć przy jego wygibasach. Chwilami myślę, że łatwiej będzie jak już wyjdzie, bo jak się naje i będzie się chciał w nocy "gimnastykować", to go przekażę tatusiowi a sama pójdę się przespać :)

niedziela, 6 czerwca 2010

9 miesiąc

Czekamy na drugą falę, dzisiaj miała przyjść, mam nadzieję, że "się rozpłynie".
Rzeczy Kubusia są u babci, taki składzik sobie u niej zrobiłam.
Dla Kubusia mamy już wszystko praktycznie - 2giego czerwca przywieźli łóżeczko (taki prezent od kuriera dla mnie na 3cią rocznicę ślubu :P) , jutro ma przyjechać komoda.
Tylko Kubusia brakuje do testowania łóżeczka.
Wreszcie zrobiło się troszkę cieplej, ciekawe czy zacznę puchnąć od tej temperatury.

W nocy czytałam o CC w Trzebnicy. Nie robią "na zimno", tylko same "na ciepło", czyli z rozpoczętą akcją porodową. Trochę mnie to stresuje, bo w takim razie mam ok 20%szans, że trafię akurat na mojego lekarza. Ale jeśli tak lepiej dla dziecka, to staram się nie przejmować. W innych szpitalach (np. Brochów) robią "na zimno".

W środę byłam w szpitalu, nie ustalił mi terminu CC, zrobiłam KTG, ale nie wiem co tam wyszło. "tak, tak, dobrze" usłyszałam
Lekarz OPROWADZIŁ mnie po szpitalu. Byłam w szoku, ORDYNATOR oprowadzał mnie po porodówce, po sali operacyjnej (do cesarek), pokazywał mi pokoje i noworodkowy. Aż mi było głupio.
Kobitki leżały z maluszkami obok, jeny, takie malutkie kurczaczki.
Byłam w SZOKU.
Potem mi umówił wizytę na 14 czerwca i pożegnał.
W drodze powrotnej się poryczałam, taki mnie strach dopadł.
To był 2gi czerwca, a ja na 2giego lipca mam termin z 12tego tygodnia. Czyli miesiąc do terminu, a do cesarki to jakieś 3 tygodnie.

30tego czerwca mój gin jedzie na wakacje, więc jak się do 28 nic nie zacznie, to 29 czerwca chyba mi zrobi "na zimno", musi mi zrobić

czwartek, 6 maja 2010

zaczynamy 8 miesiąc

Maluszek ma różne dni - czasami śpi i zupełnie się nie rusza, prawie można zapomnieć, że jest się w ciąży, a czasami tak jak od przedwczorajszego wieczora fika koziołki non stop. W nocy spać nie można, bo "wirówka" w brzuszku włączona. Chyba mu się ciasno robi, bo rozpycha się niemiłosiernie.
Apetytu nie mam, za to piła bym cały czas, herbatka z mleczkiem jedna za drugą, prawie nie słodzę. Właściwie na nic nie mam ochoty. Tyko ta waga nie wiem skąd rośnie, chyba za dużo ołowiu z powietrza wdycham.
Kubuś uciska mi na nerwy i "tracę" nogę, nie lubię jak mi drętwieje łydka i stopa, nie za bardzo pomaga naprężanie stopy.
Marzy mi się jazda na rowerze... a tak to nawet za bardzo na spacer iść nie mogę, bo za dużo nie pochodzę, zaraz problem z pleckami. Właściwie to najlepiej jak jestem w pozycji pół leżącej.

piątek, 16 kwietnia 2010

28 tydzień - zaczynamy 3ci trymestr

No to teraz powinno być z górki ... tylko czemu ja się czuję jakbym szła pod górkę?
Ogólnie czuję się świetnie, tylko jak mnie nagle zaczną boleć plecy i przyjdzie zmęczenie, to odlatuję. Znowu jestem śpiąca po południu, zupełnie jak w pierwszym trymestrze.
Właściwie to nigdy nie wiem jak się będę czuła za chwilę.

W internecie piszą "Dziecko rośnie coraz szybciej i, niestety, pojawiają się kolejne dolegliwości: skurcze nóg, hemoroidy i żylaki." fajnie... mam nadzieję, że u mnie się nie pojawią

Teraz codziennie badam cukier. Rano na czczo, 1h po śniadaniu, obiedzie i kolacji. Najlepsze mam wyniki jak zjem mało. Jak zjem dużo to cukier mi spada. Zupełnie na odwrót niż by się mogło wydawać. No i problem bo jak zjem mało, to potem mi się chce czegoś jeszcze, więc badanie powinnam zrobić po 1h od tego pierwszego posiłku, czy od tej "przegryzki" ???

Robert twierdzi, że będzie oglądał z Kubą TVN24, od rana do nocy bo się dziecko musi uczyć. Nie wiem na ile on wierzy w to co mówi i kiedy wymięknie, i przełączy na mini-mini :)
Wtedy do oglądania na pewno Mateusz się dołączy :)

Troszkę oglądam wózki w internecie. Troszkę czyli kilka godzin dziennie. Właściwie codziennie mam inny typ. Zwariować można. Wydaje mi się, że jest więcej modeli wózków niż samochodów.
Dzisiejszy wózek dnia to Cerox od Emmaljungi (bez gondoli, sama spacerówka rozkładana na płasko), tylko że nie można do niego przypiąć fotelika więc dodatkowo parasolka buggster + fotelik maxi-cosi (albo recaro jak Robert nie stwierdzi, że przesadziłam z wydatkami ;)).
No ale to się pewnie jeszcze zmieni....

wózek Cerox:
WADY:
* nie można przypiąć fotelika
* słaby wybór kolorów
* drogi (2049zł na bobowózki.pl)
ZALETY:
* rozkładany na zupełnie płasko
* super amortyzacja
* spokojnie starcza dla dziecka do 3latek - jest duży
* przekładana rączka (bardzo to lubię)
* ładne koła, lekki aluminiowy stelaż